Popijałam lampkę Chianti i zaśmiewałam głupotę serca. Wolałabym dostać od amora tępą strzałą z końcówką ołowiu niż przechodzić przez nonsens libańskiej opery mydlanej, w którą się wpakowałam. Po herezji z travel agentką, która zarezerwowała przelot z Włoch do Polski, udało mi się dotrzeć do Holandii. W Amsterdamie dołączyłam do znajomych: Nastii, Łaliema i Rodżera. W NH Amsterdam Central Hotel okazało się, że zarezerwowałam pokój z widokiem na ścianę budynku obok. Upgrade i dopłata zagwarantował przytulny city view room. Nastia dostała szału kiedy zobaczyła, że jej i Łaliema pokój był gorszy. Też swój zmienili. Potem nie przestawali kłócić. Całe hotelowe piętro wysłuchiwało awantur i przekleństw w kilku językach. Nastia pochodzi z Rosji. Jej mąż Łaliem jest architektem i pracuje nad projektem restrukturyzacji lotniska w Omanie, gdzie mieszka i pracuje. Nastia razem z ich synem mieszka w rodzinnym mieście Łaliema - Bejrucie. W Amsterdamie natomiast byli pod jednym dachem. Brzmia
paszport, walizka, notatnik